Efekty wyjazdu w postaci pokazów tańca oraz projekcji filmu i fotografii będzie można podziwiać już 15 września w Inowrocławiu. Rozmawiamy z jedną z uczestniczek wyprawy, Sylwią Pankowską, która pochodzi z Inowrocławia, a obecnie mieszka w Warszawie.

Ino-online: Zacznijmy od tego jak narodził się pomysł, trzeba przyznać, dość szalony, żeby pojechać na drugi kraniec świata?

Nie lubię nudy i monotonii w życiu. Staram się jak najbardziej od tego uciekać. Od najmłodszych lat moje życie po brzegi wypełnione było różnymi zajęciami. Szkoła muzyczna pochłaniała przy tym najwięcej czasu. W pewnym momencie wiedziałam, że trzeba coś zmienić. Zrezygnowałam z gry na instrumencie. Szybko jednak nadeszła potrzeba wypełnienia czymś tej pustki. Mój przyjaciel namówił mnie na zajęcia salsy i od tego wszystko się zaczęło. Na początku jeden kurs, później zajęcia sześć razy w tygodniu, festiwale, warsztaty. Mnóstwo poznanych ludzi z genialnym nastawieniem do życia. Z czasem pojawiła się chęć poznania bliżej salsy i kultury kubańskiej połączona z potrzebą dzielenia się tym, co nam sprawiało tyle radości. W ten sposób narodził się projekt El sueno de Cuba.

IO: Jaki był główny cel wyprawy?

Celem wyprawy było znalezienie odpowiedzi na pytania, które od dawna biegały nam po głowie. Co drzemie w sercach kubańskich casineros (osoby tańczące salsę kubańską), jak to możliwe, że kilkuletnie dzieci wystukują rytmy, o jakich my nie mamy zielonego pojęcia? Jaka jest historia sonu, rumby i casino? Nasze doświadczenia chcieliśmy dzielić z ludźmi za pośrednictwem naszego bloga z nadzieją, że uda nam się powiększyć grono miłośników kubańskich rytmów.

IO: Jak na Wasz pomysł zareagowali najbliżsi, rodzina?

Myślę, że nasi przyjaciele przyzwyczaili się już do naszych pomysłów. Z ich strony mieliśmy duże wsparcie. Wielokrotnie powtarzali nam, że damy radę osiągnąć wszystko. Otrzymaliśmy od nich mnóstwo siły do dalszego działania. Gorzej było z moją mamą, która pewnie wolałaby usłyszeć, że będzie miała wnuka, niż że po raz kolejny jej córka wyrusza na drugi koniec świata "żeby sobie potańczyć" (śmiech). Jeżeli chodzi o Basię i Sebastiana myślę, że należałoby zapytać ich samych.

IO: Dlaczego wybór padł akurat na kubańską salsę? Jest przecież wiele ciekawych tańców, które wywodzą się z rejonu Ameryki Łacińskiej. Chociażby portorykański reaggeton, czy jamajski dancehall.

Kiedy zaczynałam tańczyć casino (salsa kubańska) nie miałam jeszcze pojęcia o istnieniu dancehallu. Reaggeton też nie docierał do mnie tak, jak salsa, pomimo tego, że pozwala na uwolnienie energii. Salsa daje mi jednak poczucie wolności, wywołuje uśmiech na twarzy. Pozwala na "współpracę z partnerem". Ciężko jest odpowiedzieć na pytanie dlaczego akurat salsa kubańska. To jest trochę jak z wyborem cukierka. Jeden nam smakuje, inny mniej, a jeszcze inny w ogóle.

IO: Skupmy się na samej podróży. Ile trwała, jak przebiegała i czy mieliście jakieś przygody warte opowiedzenia?

Nasza podróż trwała trzydzieści dni. Przed wyjazdem stworzyliśmy sobie plan zawierający miejsca, które chcielibyśmy odwiedzić, czas, jaki mamy zamiar poświęcić na poszczególne miasta. Nie chcieliśmy jednak być ograniczeni, w związku z czym nie zarezerwowaliśmy niczego, poza pierwszym noclegiem. Wszystko zweryfikowało się po przyjeździe na Kubę. Zamiast spędzić cztery dni w Havanie zostaliśmy tam tydzień. Koncerty największych kubańskich gwiazd pochłonęły nas całkowicie. Z żalem opuszczaliśmy serce wyspy. Kolejnym przystankiem było Santiago de Cuba. Tam wynajęliśmy samochód na ostatnie dwa tygodnie żeby swobodnie móc dotrzeć do najbardziej odległych miejsc. Dzięki temu przejechaliśmy przez góry Sierra Maestra i Sierra del Escabray. Dotarliśmy do Baracoi. Zrozumieliśmy dlaczego Kolumb po wylądowaniu na wyspie powiedział, że "to najpiękniejsza ziemia jaką widziały ludzkie oczy". Cała nasza podróż była jedną wielką przygodą.

IO: Jakie było Wasze pierwsze wrażenie po wylądowaniu na Kubie?

Pierwsze wrażenie odniosło się w naszym przypadku do pogody. Havana przywitała nas deszczem. Myśli skupiły się na pytaniu "gdzie jest to wymarzone słońce?"

IO: W Waszym blogu wyczytałem, że chcieliście jak najlepiej poznać tamtejszą kulturę, ludzi, dlatego raczej omijaliście hotele wybierając noclegi w prywatnych domach. W jaki sposób zatem życie codzienne Kubańczyków różni się od tego w Polsce?

Życie Kubańczyków różni się bardzo od tego w Polsce chociażby ze względu na panujący tam ustrój. Ludzie nie zamykają się w swoich czterech ścianach. Żyją razem, pomagając sobie wzajemnie. Pomimo braku wielu dóbr materialnych żyją spokojniej. Nie spieszą się nigdzie. Będąc na Kubie ma się wrażenie, jakby panowały tam nieustające wakacje. Wszystkiemu towarzyszy muzyka. Nieważne, czy jest się w sklepie, czy w autobusie, na przystanku, czy w domu. Każda chwila umilana jest przez niesamowite rytmy przesłaniające trudy życia codziennego.

IO: Wróćmy zatem do tematu przewodniego. Kuba to nie tylko salsa. Jakie tańce zdołaliście jeszcze poznać, który polubiliście najbardziej i dlaczego?

Wyjeżdżając na Kubę nie skupialiśmy się tylko i wyłącznie na salsie. Interesowało nas wszystko, co kubańskie. Doszukiwaliśmy się historii sonu, próbowaliśmy zasmakować rumby, zobaczyliśmy, że casino ustępuje miejsca reggaetonowi. Na pytanie, który taniec polubiliśmy najbardziej mogę odpowiedzieć jedynie w swoim imieniu. Jaszcze w Polsce moim faworytem był son. Son jest tradycyjnym tańcem kubańskim, który urzekł mnie swoją klasą i dostojnością.

IO: Wspomniałaś, że na Kubie muzyka towarzyszy ludziom praktycznie wszędzie. Skąd wynikają tak duże różnice w postrzeganiu rytmu, tańca pomiędzy Kubańczykami a Polakami?

Kubańczycy rytm mają we krwi. Potrafią wystukać sekwencje, o których my nie mamy bladego pojęcia. Trudno jest odpowiedzieć na pytanie z czego to wynika. Większość Polaków uczy się poczucia rytmu. Kubańczycy po prostu to czują.

IO: Czy pytaliście miejscowych z czym kojarzy im się Polska?

Nie musieliśmy nawet zadawać pytania z czym kojarzy im się Polska. Wystarczyło powiedzieć skąd jesteśmy, a od razu słyszeliśmy o Papieżu. Dodatkowo na ulicach było widać maleńką cząstkę Polski w postaci fiata 126p zwanego przez Kubańczyków "Polaquito".

IO: Jeśli mielibyście skonfrontować wszystkie Wasze wcześniejsze wyobrażenia, stereotypy i to, czego się spodziewaliście przed wyprawą z tym, jaka naprawdę jest kubańska rzeczywistość, czy bylibyście mocno zaskoczeni? Pozytywnie, negatywnie?

Przed wyjazdem szukaliśmy informacji na temat Kuby w internecie, wśród znajomych. Śmiało mogę powiedzieć, że zaskoczyliśmy się pozytywnie. Spotkaliśmy się z niesamowitą życzliwością na wyspie. Oczywiście było też wiele osób, które chciało nas wykorzystać, oszukać, ale przy tym, co słyszeliśmy przed wyjazdem, to było nic. Przykładowo dotarła do nas informacja, że nie mamy co liczyć na taniec z "tubylcami". Było wręcz przeciwnie. Trudno było zejść z parkietu.

IO: Wyprawa nie należała do krótkich, bo trwała aż trzydzieści dni. Ile Was to wszystko kosztowało?

Niestety w tym wszystkim koszty są najmniej przyjemną sprawą. Na tę wyprawę odkładaliśmy fundusze przez spory kawałek czasu. Wydaliśmy po około 10 tys. złotych na osobę. Teraz też jesteśmy bogatsi o zdobyte doświadczenie i wiemy, że sporo moglibyśmy zaoszczędzić.

IO: Czy zamierzanie jeszcze wrócić na República de Cuba? A może macie na oku jakiś inny kraniec świata, gdzie planujecie się wybrać?

Jak najbardziej. Mamy nadzieję, że w 2013 roku uda nam się powtórzyć wyprawę na Kubę. Jest jeszcze wiele pytań, które pozostało bez odpowiedzi. Trzydzieści dni to jednak za krótki okres, żeby dowiedzieć się wszystkiego.

IO: Jednym z celów wyprawy była chęć podzielenia się z rodakami tym, czego podczas niej doświadczyliście. W jaki sposób realizujecie to założenie?

Będąc na Kubie staraliśmy się na bieżąco informować zainteresowanych o tym, czego akurat doświadczaliśmy. Co drugi dzień zamieszczaliśmy krótkie posty na blogu z wiadomością o tym, co robimy, co ciekawego nam się przytrafiło, czego nowego udało nam się dowiedzieć. Wyjazd na Kubę podładował nam baterie. Po powrocie mieliśmy więc mnóstwo siły do działania. Stworzyliśmy film, za pośrednictwem którego opowiadamy naszą trzydziestodniową przygodę. Bierzemy udział w pokazach, na których możemy podzielić się doświadczeniami. Obecnie organizujemy 15 września w Inowrocławiu imprezę, za pośrednictwem której, mamy nadzieję, uda nam się przenieść choć kawałek Kuby do Inowrocławia. Odbędzie się pokaz filmu, występ grupy ze szkoły Casa de Oye w Warszawie oraz instrumentalne szaleństwo w wykonaniu Maciej Giżejewskiego.

IO: Dziękuję za rozmowę.

Dzięki.

Wszyscy chętni, którzy chcieliby choć trochę poznać Kubę, a nie mają wolnych 10 tys. złotych na trzydziestodniową wyprawę na wyspę powinni w sobotę 15 września pojawić się w sali koncertowej im. Ireny Dubiskiej. Tam bowiem zaplanowano pokazy ruedy de casino oraz salsy kubańskiej w wykonaniu m.in. finalistów tegorocznej edycji konkursu Primavera Salsa Open - Casa de Oye. Ponadto odbędzie się projekcja filmu dokumentalnego połączona z pokazem fotografii oraz spotkanie z kubańskimi dźwiękami w wykonaniu Macieja "Mustafy" Giżejewskiego.

Jak udało nam się dowiedzieć organizatorzy planują również afterparty w klubie "Kopernik" KSM (współorganizatora imprezy), gdzie zagra Wojciech PEDRO Kowalewski z Poznania - miłośnik kubańskich rytmów, pomysłodawca projektu taneczno - turystycznego "MUNDO BAILANDO". - Serdecznie zapraszamy również tych, którzy nie mieli jeszcze okazji postawić swoich pierwszych kroków na kubańskim parkiecie - zachęca Sylwia Pankowska. Wejście na imprezę (w godz. 22.00 - 23.00) będzie możliwe za okazaniem zaproszeń rozdawanych po pokazach w Szkole Muzycznej.