10 maja z Inowrocławia oficjalnie ruszyli w podróż swojego życia. - Pasjonujemy się podróżami, ale nie w tak konwencjonalny sposób jak większość ludzi. Mamy troszkę inne podejście do życia i większe zapotrzebowanie na emocje niż nasi rówieśnicy - mówili przed startem. Co mają do powiedzenia po przejechaniu 8 tysięcy kilometrów?

IO: Jak sprawują się Wasze jednoślady?

Cecylia i Piotr: Rowery, na których "pewni" internauci ze strachu nie wybraliby się na przejażdżkę po mieście spisują się bez zarzutu. W serwisie byliśmy kilka razy przy okazji wizyt w większych miastach. Głównie chodziło o drobnostki, lub profilaktycznie.

IO: Jak wspominacie podróż przez Rosję?

Cecylia i Piotr: Rosja nam nie straszna, choć mieliśmy kilka ciekawych przygód. Niedźwiedzie nie chodzą po ulicach, a w kraju słynącym z uwielbienia do alkoholu możemy liczyć na większą tolerancję (jako do abstynentów) niż wśród większości rówieśników w naszym kraju. Góry Ural - nie taka straszna ta umowna granica Europy i Azji. Dużo ciężej było w okolicach Bajkału. Tam już musieliśmy się naprodukować na podjazdach. Drogi lepsze niż zakładają stereotypy, choć zdarzały się jakieś roboty i remonty. Jeśli chodzi o zwierzęta to raz mieliśmy odwiedziny kuny lub czegoś w tym stylu, widzieliśmy kilka łosi, nad głowami mnóstwo jastrzębi, a poza tymi lasy, mnóstwo lasów.

IO: Czy pogoda sprawia Wam duże trudności w czasie podróży?

Cecylia i Piotr: Pogoda bywa trudna. Bywały upały po 40 stopni Celsjusza, w bezwietrzne dni - sauna. Kilka razy złapał nas deszcz, raz w okolicach Tjumenu. W pobliżu nie było niczego. Żadnego miasta, wioski, lasu, przystanku, schronienia. W promieniu 30 km po prostu równa jak pole golfowe ziemia. Zaczęło się od kropienia. Przyspieszyliśmy, stopniowo padało coraz mocniej, a my jechaliśmy coraz szybciej, bez pomysłu. Jak lunęło, to jak fale tsunami. Pioruny z gradem strzelały dookoła. Zderzyły się ze trzy burze, nie było żadnego odstępu między błyskawicą, a grzmotem. Z popołudnia zrobiło się nagle ciemno jak w nocy. Raz po raz świat rozświetlały pioruny uderzające w ziemię kilkaset metrów od nas. Z plus 35 stopni w ciągu kilkunastu minut zrobiło się 14. Zerwał się taki wiatr, że ledwo staliśmy na nogach. Na poboczach porobiły się mini strumyki. Z perspektywy czasu - super przygoda, ale wtedy żałowaliśmy, że tego nie nagraliśmy. Przez następne dwa dni musieliśmy wszystko suszyć, mimo wodoodporności sakw.

IO: Jak reagują na Was tubylcy?

Cecylia i Piotr: Ludzie są bardzo gościnni. Śmiemy zaryzykować twierdzenie, że bardziej, niż w Polsce. Nieraz mieliśmy okazję czuć się jak u siebie, zdarzały się zaproszenia do domów, skorzystania z ruskiej bani, wspólnego wyjścia, czy posiłków. Duże zainteresowanie wzbudza nasza przyczepka.

IO: Czy spotkaliście innych, podobnych do Was podróżników?

Cecylia i Piotr: Po drodze spotkaliśmy kilku podróżników, zarówno par, jak i singlów. Jeden z nich to Armeńczyk, który wyruszył na rowerze z Armenii do Jakucji i z powrotem. W planie ma 35 tysięcy kilometrów, a za kompana ma owczarka niemieckiego, który biegnie obok. Spotkaliśmy też Maxima - bezdomnego Rosjanina. Bezdomnego z wyboru, bo z podróżowania uczynił sposób na życie. Od kilku lat jeździ uciekając za zimą, pracując w "droższych" krajach i koczując w "tańszych". Zwiedził już 3/4 świata. Był też Niemiec na przerobionym simsonie podobnym do gokarta. Spotkaliśmy też rodaka Piotra Kuryło, który obiegł świat dookoła, a teraz jechał w rajdzie z Lizbony do Władywostoku.

IO: Czy mieliście jeszcze jakieś nietypowe przygody warte opowiedzenia?

Cecylia i Piotr: Raz telefonicznie powiadomiliśmy straż pożarną o pożarze lasu w wyniku uderzenia pioruna. Udało nam się uratować kilka zwierzaków, wziąć je z drogi i znaleźć tymczasowy dom. Ostatnio w Mongolii odprowadziliśmy do jurty zagubioną małą owieczkę. Wcześniej mieliśmy szczęście, bo zaprosili nas na noc i poczęstunek. Trafiliśmy akurat na zabijanie i obrabianie barana.

IO: Czy jedliście jakieś ciekawe potrawy?

Cecylia i Piotr: Poza wspomnianym baranem bez jakichkolwiek przypraw a dokładniej jego płucami i jelitami piliśmy końskie mleko, a w Rosji smakowaliśmy omule.

IO: Co możecie powiedzieć o Mongolii?

Cecylia i Piotr: Mongolia wywarła na nas piorunujące wrażenie. Głównie kolory, stada owiec, koni, krów, jaków, susły, wielbłądy, dzikość i swoboda - coś pięknego. Ogromne przestrzenie, piękna trawa i góry, strasznie pokręcone rzeki i strumyki. Trzeba dodać, że nie ma to nic wspólnego z biedą, czy brakiem rozwoju. W większych miastach same oryginalne ciuchy, sprzęty w jurtach, często anteny satelitarne, telewizory, czy smarftony. Bardzo nam się podoba życie tu. Czemu w przyszłości by nie spróbować? Ułan Bator zbliżony jest już do Warszawy, czy Krakowa. Mnóstwo samochodów, korki, smog, problemy podobne, jak u nas. Bardziej imponuje nam życie właśnie takich pasterzy, martwiących się o swoje stado, wiodących życie swoim rytmem. Wielu stwierdzi, że to dziwne, czy naiwne, ale nam do szczęścia więcej nie potrzeba. Często przy jurtach stoją luksusowe auta, albo budują się większe gospodarstwa.

IO: Co prawda do celu jeszcze długa droga, ale chyba możecie już stwierdzić, czy warto było wyruszyć w taką podróż?

Cecylia i Piotr: Możemy śmiało powiedzieć, że decyzja o wyjeździe była najlepsza w naszym życiu. Absolutnie nie czujemy żadnego dyskomfortu związanego z życiem w namiocie, choć nie zawsze jest gdzie się odświeżyć. Każdego dnia wstajemy z optymizmem, jak nigdy przedtem czujemy, że to wszystko ma jakiś sens. Nie możemy doczekać się Filipin, ale wiemy, że po drodze czeka nas jeszcze moc atrakcji. Na razie te najlepsze zostawiamy dla siebie, żeby mieć co opowiadać po powrocie. W czasie dłuższej niepogody snujemy już nieśmiałe plany o kolejnym, dużym i wcale nie tak odległym projekcie.

IO: Ile kilometrów dziennie pokonujecie?

Cecylia i Piotr: Zdarza nam się przejechać i po 120 km, czasem połowę tego. Podróż jest dla nas, a nie dla wyczynu. Nie interesuje nas czas, czy miesięczna średnia, tylko i wyłącznie przygoda..

IO: Życzymy powodzenia i bezpiecznej, ale pełnej dalszych przygód podróży na Filipiny.

Cecylia i Piotr: Dziękujemy. [MJ, fot. nad.]