Szulerzy od 2001 roku, a od kiedy grasz w zespole Boogie Boys? Jak się tam w ogóle znalazłeś?

Miłosz Szulkowski: Z Boogie Boys jestem od 2015 roku - początkowo jako zastępca, a od pewnego czasu na stałe. Z chłopakami znam się od lat, zresztą miałem już wcześniej (w 2010 i 2011 roku - przyp. red.) przyjemność grać z nimi zastępując ich perkusistę. Różne koleje losu doprowadziły do tego, że wylądowałem „na stołku” - tak po prostu wyszło.

Czy stylowo jest inaczej niż w Szulerach?

Miłosz: Stylistycznie to jednocześnie coś innego, i coś podobnego (śmiech). Pewne składniki bazowe są te same, a są nimi rock and roll i blues. Szulerzy grają głównie rhythm and bluesa, ale jednocześnie wykonujemy kawałki bliższe gatunkom, takim jak soul, czy swing. Boogie Boys to w największym stopniu siła i esencja boogie-woogie - w końcu nazwa zobowiązuje, a w składzie są dwa fortepiany. Cieszy mnie, że mogę grać to, co lubię w każdym zespole, z którym współpracuję.

Wiemy, że jesteś również miłośnikiem jazzu...

Miłosz: Tak. Od 2016 roku realizuję też moją „cichą” miłość do jazzu, którego jestem wielkim fanem, ale nigdy wcześniej go nie grałem. Dzieje się to przez współpracę ze znakomitą grupą inowrocławskich muzyków, na której czele stoi saksofonista Piotr Rogóż, a zespoły te to Background Jazz Quartet, Kwartet Pro Arte i Retroswing.

Gdzie jeszcze mogliśmy Cię widzieć?

Miłosz: Pod koniec 2015 roku współpracowałem z dwoma muzykami z Kalifornii: Johnem Cliftonem i Scottem Abeyta podczas dwutygodniowej, europejskiej trasy promującej najnowszą płytę Johna "Let Yourself Go". Przez ostatnie lata miałem również przyjemność wspomagać innych artystów: Jaromiego w 2010 roku, Outsider Blues w 2014, Kłusem z Blusem w 2015, Background oraz Bartka Szopińskiego w 2016, Hot Lips oraz Christopha Steinbacha w 2017.

Czy według Ciebie zawód muzyka jest łatwy?

Miłosz: Myślę, że jest wymagający. Głównie pod względem energetycznym i czasowym. Często spędzamy w drodze nawet kilkanaście godzin i wszystko po to, żeby wyjść na scenę i zagrać godzinny koncert. Wszystko rekompensuje jednak energia, która krąży gdzieś pomiędzy publicznością, a nami. Jest to „coś” nie do opisania, a pewne jest tylko, że jak się tego spróbuje, to ciężko bez tego żyć (śmiech). Trzeba wspomnieć, że jest również trudny dla naszych bliskich: rodzin, dziewczyn, żon, czy dzieci - bo wiąże się z częstą nieobecnością w domu i brakiem udziału w tzw. życiu codziennym.

Czy w takim razie próbowałeś swoich sił w innych zawodach?

Miłosz: Próbowałem i naprawdę stwierdziłem, że jestem stworzony do grania (śmiech).



A co robisz, gdy nie grasz?

Miłosz: Wolne chwile najczęściej spędzam z moją dziewczyną Agnieszką, która bardzo wspiera mnie we wszystkim, co robię (uśmiech). Poza tym… właściwie cały czas myślę o graniu. Albo o muzyce! Ćwiczę codziennie, pasjonuje mnie rozwój umiejętności gry na instrumencie, szukam inspiracji i nieustannie chcę poszerzać swoje możliwości. Gram już ponad dwadzieścia jeden lat, a trzy lata temu zacząłem dzielić się swoją wiedzą z innymi i udzielać lekcji gry na perkusji. Zajmuję się też kilkoma innymi rzeczami związanymi z graniem – m.in. prowadzę fanpage i stronę www Szulerów, a od pewnego czasu także swoją własną. Przy okazji zapraszam do odwiedzin http://szulkowski.wixsite.com/miszu.

Czy każdy może nauczyć się grać na perkusji?

Miłosz: Każdy na pewno może spróbować, a czy może się nauczyć… Trudne pytanie. Mam wrażenie, że potrzebny jest talent, swego rodzaju predyspozycje np. dobrze, jak ma się tzw. poczucie rytmu i - co bardzo ważne - pasję, chęć do grania i poznawania instrumentu. Wtedy jest łatwiej. Zawsze powtarzam każdemu, kto do mnie przychodzi, że powiem i przekażę pewne rzeczy, których mnie, jako samouka nikt nie nauczył i do których doszedłem sam, ale wszystko i tak jest kwestią czasu, który dana osoba poświęci na ćwiczenie i pracę, którą w to włoży. Bez tego nic się nie uda.

Jakim instrumentem jest perkusja?

Miłosz: Perkusja jest według mnie instrumentem pełnym nieograniczonych możliwości, ale i wymagającym, bo raczej rzadko wybacza błędy… A jednocześnie w kilka minut można pokazać komuś, kto nigdy nie grał, najprostszy rytm i ta osoba jest w stanie go „wystukać”. Natomiast o wiele więcej czasu zajmuje praca nad odpowiednią techniką i brzmieniem. Jest to właściwie nieustający proces. U osób, które nie grają, przerażenie wzbudza głównie to, że gra się, jak często słyszę „każdą ręką i nogą coś innego”, ale to tak do końca wcale nie jest prawdą (uśmiech).

Czy potrafisz grać na innych instrumentach?

Miłosz: Jeśli chodzi o inne instrumenty, to potrafię wydobyć kilka w miarę sensownych dźwięków z gitary, czy basu, ale nie umiem ich nazwać, więc... (śmiech).

Spełniasz się w tym, co robisz?

Miłosz: Muzyka pełni, tak naprawdę wiodącą rolę w moim życiu, bo oprócz tego, że gram, to uwielbiam słuchać; szukać i sprawdzać rzeczy, których jeszcze nie znam oraz kolekcjonować płyty. Czy się spełniam? Bez wątpienia - myślę, że mogę uważać się za szczęściarza. Gram z fantastycznymi ludźmi i robię to, co kocham. Myślę, że bez wyrażania siebie w ten sposób i bez tej, wspomnianej wcześniej, energii byłoby mi bardzo trudno odnaleźć się we współczesnym świecie...

Jakie są Twoje najbliższe plany i koncerty?

Miłosz: Zarówno Szulerzy, jak i Boogie Boys planują nagranie nowych płyt i mam nadzieję, że w przyszłym roku nam się to uda. Koncertowo ten rok zaczął się troszkę mniej śmiało od poprzedniego, ale od maja to już każdy weekend poza domem… Co przede mną? 19 sierpnia zagram z Szulerami podczas V Blues Ino Festiwal w Inowrocławiu, 27 sierpnia z Boogie Boys w Raszynie, na wrzesień w terminarzu koncerty między innymi w Łodzi, Legnicy i Warszawie, a w październiku kolejny raz polecimy do Norwegii.

Jakieś marzenia?

Miłosz: Marzę o tym, żebym mógł grać do samego końca (śmiech).

Dziękujemy za rozmowę.

Przypominamy, że wydarzeniem poprzedzającym V Blues Ino Festiwal jest blues bus. W piątek, 18 sierpnia muzyka będzie rozbrzmiewać w jednym z autobusów linii nr 27. O godz. 15.00 (odjazd z przystanku na ul. Krzywoustego) specjalny blues-bus MPK wypełni się dźwiękami duetu Doktor Blues, czyli wokalisty i gitarzysty Jacka Herzberga oraz grającego na cajonie (rodzaj skrzynki perkusyjnej), Jarosława Koźbiała.

V Blues Ino Festiwal rozpocznie się w sobotę, 19 sierpnia o godz. 18.00 w muszli koncertowej Parku Solankowego. Obok Szulerów zagrają Jerrys's Fingers - sześcioosobowa grupa z wyrazistym wokalistą grającym na tarze, inpirująca ię bluesem głównie w odmianach west coast i jump oraz boogie woogie, a także Trio Acustic ze Śląska. W ich kompozycjach można usłyszeć nie tylko bluesa, ale także rocka i reggae. Wstęp wolny. [AJ]